Budka: Wierzę Trzaskowskiemu. A medialne tuby PiS rozliczymy jesienią
W portalu DoRzeczy.pl opisaliśmy upusty, jakie kandydaci PO i Nowoczesnej uzyskali za zamieszczenie swoich reklam na autobusach miejskich w Warszawie. Czy nie jest to pewna niezręczność, że kandydaci PO otrzymują zniżki rzędu nawet 80 proc. od spółki miejskiej, w mieście rządzonym przez PO?
Borys Budka: Oczywiście wszystko należy sprawdzić. Ale jak na razie ja przyjmuję tłumaczenia rzecznika warszawskiego magistratu i komunalnej spółki, czyli Miejskich Zakładów Autobusowych. Bo jeżeli była możliwość reklamowania się wszystkich komitetów, a jeden z nich, czyli Prawo i Sprawiedliwość, nie skorzystał z tej możliwości i upustu, a potem protestuje, to jest to już problem tego komitetu. Wygląda na to, że Koalicja Obywatelska, czyli komitet skupiający Platformę, Nowoczesną i Inicjatywę Polską, po prostu skorzystała z korzystnej oferty.
Problem w tym, że o ile upusty w przypadku prywatnych firm nie budziłyby zastrzeżeń, tu mamy do czynienia ze spółką miejską, do tego w mieście rządzi PO?
Nie zgodzę się, bo w przypadku prywatnych firm także niedopuszczalne jest faworyzowanie jednego komitetu wyborczego. Nie może być tak, że na przykład firma mająca billboardy w mieście daje jednej partii billboard za złotówkę, a drugiej za dziesięć tysięcy. Tu jest podobnie. Gdyby okazało się, że Prawo i Sprawiedliwość chciało skorzystać ze zniżki, ale zniżki tej odmówiono, to byłoby nadużycie. Ale z wypowiedzi zarówno Rafała Trzaskowskiego, jak i rzecznika ratusza wyraźnie wynika, że wszystkie komitety miały równe szanse zaprezentowania swoich kandydatów. Wszystkie mogły korzystać ze zniżek. Ale nie wszystkie skorzystały. Przy okazji pojawia się inny problem, na który dziwnym trafem politycy partii rządzącej nie zwracają uwagi.
Jaki?
Darmowa kampania wyborcza prowadzona przez media prawicowe i tzw. media publiczne.
Media zawsze miały swoją linię, trudno je za to krytykować...
Ale nigdy w historii nie było tak, by jedna konkretna partia polityczna miała tak potężną tubę propagandową w telewizji publicznej i w mniejszym stopniu radiu publicznym. A także mediach prywatnych. Tu prezesi państwowych spółek powinni odpowiedzieć za dawanie reklam państwowych firm w niszowych, prawicowych pisemkach.
Kiedyś to przedstawiciele prawicowych mediów narzekali na brak reklam państwowych firm. A roiło się od nich w „Gazecie Wyborczej”, której szefostwo z kolei teraz narzeka, że nie ma reklam. To może albo należy uznać, że to normalne, albo w ogóle zlikwidować finansowanie mediów z publicznej kasy, niech decyduje sprzedaż?
Decydować powinien rynek. I to, jaki zasięg miała na przykład „Gazeta Wyborcza”, a jaki media prawicowe. Wprowadzanie sztywnych zakazów nie ma sensu, natomiast warto na pewno wprowadzać transparentność. I wygląda na to, że w Warszawie sytuacja jest transparentna. Bo PO skorzystała po prostu z upustu, atrakcyjnej oferty. A PiS z niej nie skorzystał, a teraz ma pretensje. Natomiast tuby medialne PiS-u muszą być rozliczone. I zapewniam, że już jesienią tego rozliczenia dokonamy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.